Monday 28 February 2011

12

Dopadło mnie paskudne przeziębienie. A właściwie Mój Kochany mi je sprzedał. Rozwinęło się ono pod wpływem stresu i podróżowania, przeskoczyło na mnie i znalazło sprzyjające warunki związane ze stresem i spędzaniem czasu w zamkniętych pomieszczeniach z dużą liczbą osób (również przeziębionych albo już zupełnie chorych).

Studenci nie zwracają uwagi na przeziębienie. I tak pójdą w poniedziałkowy wieczór wyszaleć się w  studenckim klubie który oferuje shoty za £1 (bo jak można opuścić taką okazję!?), a potem przyjdą na zajęcia zarażać innych studentów. I tak drogą kropelkową to paskudztwo się roznosi.

A ja tak się starałam uniknąć tego przeziębienia... jak tylko poczułam, że się gorzej czuję, od razu łyknęłam Lemsip (brrr... ciarki mnie przechodzą jak tylko o tym pomyślę!), zrobiłam sobie syrop cebulowy (brzmi nienajlepiej, ale jest całkiem smaczny; tylko żadnego całowania po nim!) i popijałam herbatkę z sokiem malinowym Babcinej roboty.
Później doszło smarowanie pleców amolem, inhalowanie się Olbasem i nacieranie gardła Vicksem. I tak nic nie pomogło!!!

Siedzę teraz zasmarkana w domu i staram się skupić na nauce mimo tego, że mój mózg jest zalany glutami! Nie mam czasu na chorowanie teraz i niech to przeziębienie już sobie pójdzie. Mój czas na chorowanie jest zarezerwowany na koniec października/początek listopada.

Thursday 24 February 2011

11

Pierwszy zachwyt nowym blogiem minął i widać tego efekty. Już od miesiąca mnie tu nie było. Poza tym byłam trochę zajęta, zaabsorbowana innymi rzeczami i jakoś zabrakło mi weny, żeby o nich pisać.

Dzisiaj piszę, bo jestem trochę sfrustrowana, a wygadanie się (wypisanie) mi zazwyczaj pomaga. Otóż miałam na dzisiaj umówioną telefoniczną rozmowę kwalifikacyjną (telephone interview) z jedną z międzynarodowych korporacji. Przygotowywałam się do niej od kilku dni, miałam chwile zwątpienia, jeden atak paniki, potem znowu przypływ wiary w siebie, a wczoraj wieczorem rozstrój żołądka. I na co mi to było??
Dzisiaj rano dostaję maila (dwie godziny przed umówioną rozmową), że mój interviewer jest chory i muszą przełożyć rozmowę na przyszły tydzień! Czyli mam przed sobą kolejny tydzień wzlotów i upadków nastrojowych spowodowanych czekaniem, którego naprawdę nie lubię!!! Grrrr...

Czy ktoś ma jakąś sprawdzoną metodę na kontrolowanie takich nerwów?

Wednesday 2 February 2011

10

Angielski rząd lubi angażować się w kampanie socjalne (social campaigns) mające na celu zmianę zachowań obywateli.
Ja osobiście zwrociłam uwagę na "Change 4 life" - kampania mająca na celu zachęcenie obywateli (szczególnie tych młodszych) do zmiany trybu życia na zdrowszy: regularnego ćwiczenia i zdrowego jedzenia.
Były kampanie przeciwko otyłości i 'binge drinking' (piciu do nieprzytomności), kampanie na rzecz szczepienia przeciwko grypie i jedzeniu pięciu porcji warzyw i owoców dziennie. 
Mam wrażenie, że w przypadku większości osób, trafiają one do jednego ucha i wylatują drugim. BBC to potwierdza pisząc, że młodzi ludzie ignorują takie przesłania. A szkoda, bo pomysły są dobre i wsparcie provided (dostarczone?).

Już od listopada słyszę w radiu powtarzające się reklamy ostrzegające mnie przed groźną i ciężką zimą. Jakaś pani mówi w nich, że należy trzymać się ciepło. Zamykać drzwi i okna, zasuwać zasłony, nie oszczędzać na ogrzewaniu. Ale najlepszy pomysł, jaki podsuwa, to jedzenie ciepłych zup. Przecież to jest 'common sense'! A może tylko w krajach wschodniej i środkowej Europy to jest takie oczywiste, a w UK gdzie zimy zazwyczaj były deszczowe, społeczeństwo musi być pouczane jak się trzymac ciepło?