Friday 19 August 2011

26 - sunny, yesterday my day was filled with rain...


Po wczorajszym paskudnym dniu przyszedł śliczny piątek. Słoneczko świeci, śliwki i liście spadają z drzew, jest dość rześko, ale przyjemnie. 


Ken ma wolny dzień i okupuje iPad'a - swoją nową zabawkę, Cindy czeka cierpliwie żeby ktoś jej porzucał piłeczkę, a ja nie ustannie przeszukuje internet w poszukiwaniu pracy (i robię zdjęcia ogródka).




Thursday 18 August 2011

25 - dlaczego marketing?

Szukanie pracy to bardzo ciężka i niewdzięczna praca. Kiedy składałam aplikację na kurs marketingu na University of the West of England w Bristolu nie zastanawiałam się, czy po ukończeniu studiów znajdę pracę. Co ja w ogóle sobie myślałam? Nie pamiętam... 

Teraz, kiedy zdarza mi się pójść na rozmowę kwalifikacyjną i ktoś mnie zapyta dlaczego wybrałam marketing, ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Chyba dlatego, że nie miałam innego pomysłu, brakowało mi wiary w siebie i bałam się wybrać coś bardziej ambitnego, nie słuchałam rad rodziców i osób bardziej doświadczonych, chciałam sama podejmować decyzje... Powodów jest mnóstwo, ale żaden z nich nie powinien zostać ujawniony podczas rozmowy z potencjalnym pracodawcą.

Teraz myślę sobie, że marketing to był błąd. Już pomijając fakt, że ciężko mi jest znaleźć pracę... Po prostu uważam, że stać mnie było na więcej. Mogłam studiować coś ciekawszego, coś trudniejszego, coś co dałoby mi konkretne umiejętności, coś co pozwoliłoby mi znaleźć pracę bez żadnych problemów. Tylko że teraz to ja sobie mogę tak gdybać.

Wiem, że powinnam się przestać nad sobą rozczulać i wziać się za siebie, zacząć jakąś pracę (na pewno nie w marketingu bo do tego potrzebne jest doświadczenie którego ja nie mam, bo przecież studiowałam przez ostatnie trzy lata), zacząć zarabiać... ale kiedy za oknem pada, temperatura spada i jesień się zbliża, to ciężko o pozytywne nastawienie.

Wednesday 3 August 2011

24

Rodzice Mitcha są zainteresowani kupnem domu w UK. Dlatego wczoraj pojechałam z Mitchem i jego rodzicami obejrzeć domy, które są wystawione na sprzedaż w Bicester. Dwa, które wczoraj widzieliśmy są położone w samym centrum - minuta spaceru do sklepu, dwie minuty na stację kolejową. Niby fajnie, ale domki malutkie, wąskie, klaustrofobiczne...

I tak sobie pomyślałam, że chyba zaczynam się przyzwyczajać do mieszkania na wsi. Może nie do samej wsi, ale do tego domu. Bo jest on ładny, przestronny, ma logiczny rozkład pomieszczeń i piękny ogród. W lecie można grillować i spędzać wieczory w ogrodzie, w zimie jak się włączy ogrzewanie to jest ciepło i przytulnie (mimo wielkiej szpary przy drzwiach wejściowych, którą trzeba zakrywać dywanem).



I wiem, że niedługo, kiedy już będzie taka możliwość, to z chęcią przeprowadzę się do małego mieszkanka w centrum jakiegoś miasta - małego, ale własnego. Ale do tego czasu będę się cieszyć mieszkaniem na większych przestrzeniach.

A to, że nie mogę się wyrwać z tego Ardley, to już inna sprawa... Na autobusach nie można polegać. Ale to temat na inną notkę.

Tuesday 2 August 2011

23

Po trzech miesiącach spędzonych w UK, Danielle (siostra Mitcha) poleciała do Bankoku. A że popsuła swój komputer, to Ken i Mandy dali jej swój, a teraz korzystają z Mitcha komputera, co jemu się za bardzo nie podoba. Tak więc Ken wpadł na pomysł, że kupi sobie iPad'a. A że o komputerach wie tyle co nic, to od kilku dni wypytuje MItcha co taki iPad jest w stanie zrobić (Czy można na nim sprawdzić pocztę? Czy on-line banking będzie działać? Czy to ma Skype?)...

Dzisiaj z rana postanowił zadzwonić to swojego operatora telefonu i internetu (Vodafone) i popytać o iPad'a kogoś, kto powinien się na tym znać. W międzyczasie pytał Mitcha, czy 5GB internetu wystarczy na miesiąc i co można z tym zrobić?

A potem, ponieważ Mandy postawiła na stole jajecznicę, Ken mowi: "Zaczekaj Danny (facet z którym rozmawiał), włączę cię na loudspeaker bo mam śniadanie". I wcinając jajecznicę dalej rozmawia o iPadzie :-D Uśmialiśmy się z Mitchem stwierdzając, że facet po drugiej stronie telefonu będzie opowiadał kolegom o tym telefonie ;-)