Sunday 4 September 2011

28 - Ken i jego przypadłości...


Najwyższy czas zacząć serię notek na blogu pt. "Ken i jego przypadłości". Nie mam na myśli przypadłości zdrowotnych bynajmniej. Raczej chciałabym opisać, jak to jest mieszkać pod jednym dachem z Tatą Mitchella. A przypuszczam, że będzie o czym pisać...

Ken jest fajnym facetem - mądrym, zrównoważonym, doświadczonym i pomocnym. Nigdy nie było między nami żadnych napięć (czego nie mogę powiedzieć o "przyszłej teściowej") i czasami mam wrażenie, że traktuje mnie jak jak swoją córkę. Mitch mówi, że dla jego rodziców jestem córką, której nigdy nie mieli: taką, która zapyta, jak minął dzień, pozmywa naczynia po obiedzie bez proszenia o to, a wieczorem zaoferuje, że zrobi herbatę ziołową z miodem. No cóż, ich rodzona córka może nie jest chodzącym ideałem, ale też ma swoje dobre strony ;-)

Nie o tym jednak. Dzisiaj chciałam napisać o racuchac. A mianowicie, wczoraj rano byłam w domu ja, Marc i Mandy. Poranek był dość leniwy: ja i Marc szykowaliśmy się żeby pójść na siłownię, Mandy leżała w łóżku ze swoim iPad'em, a Cindy grzała jej nogi. Poprosiłam Mandy, żeby zawiozła mnie i Marca do Bicester i żeby ją "udobruchać" (albo przekupić), zrobiłam racuchy. Pierwszy raz zrobiłam takie naleśniki z jabłkami, które w dodatku bardzo Mandy smakowały. Sporo ich zjadła (nie ma to jak dbać o linię), ale dwa zostały, więc przykryłam je nalerzykiem z nadzieją, że może po obiedzie je sobie zjem na deser.

Późnym popołudniem, wczesnym wieczorem Ken wrócił z pracy. Wychyliłam głowę z pokoju, żeby powiedzieć "Dzień dobry", ale nie schodzilam nawet na dół, bo akurat miałam fazę na słuchanie płyt do nauki niemieckiego (no comment!). Za jakiś czas schodzę zrobić sobie herbatę i tak zajrzałam do dużego pokoju, żeby zobaczyć, co Ken ogląda w TV. A Ken mi dziękuje, że zostawiłam mu trochę placków ziemniaczanych i mówi, że były pyszne!

Chwilę mi zajęło zorientowanie się, że mówi o moich racuchach, które planowałam sobie skonsumować później. Ken jak zobaczył, że na stole leży coś co wygląda jak placki ziemniaczane, to bez zastanowienia polał je majonezem czosnkowym i połknął nawet się nie zorientowawszy, że nie są słone!

Morał z tego taki: po co się męczyć, skrobać i trzeć ziemniaki i smażyć placki ziemniaczane, jak mogę zrobić w kilka minut racuchy, i będą tak samo dobre? ;-)


No comments:

Post a Comment